Piekarnia w Lesku
Hanna Krall, Tam już nie ma żadnej rzeki, Kraków 1998, s. 87-88.
Piekarnia w Lesku, jak wszystkie piekarnie świata, była bardzo biała. Od mąki, fartuchów, ścian i ogólnej czystości.
Do piekarni wszedł rabin. Do piekarnianej bieli wszedł czarny rabin, by zamówić bułki na szabasową kolację.
- Czy mogę zadać panu kilka pytań? - spytał właściciela.
- Słucham - skłonił się właściciel, młody i grzeczny.
- Jakie bułki pieczecie?
- Zwyczajne i wyborowe.
- Czy jest w nich tłuszcz?
- Tylko w wyborowych, margaryna.
- Czy pieką się w jednym piecu?
- W dwóch różnych.
Rabin był zadowolony z odpowiedzi, ale wolał się upewnić.
- Zawsze w różnych, tak?
Właściciel zawahał się. Wystarczyło powiedzieć „Zawsze" i sprzedałby skrzynkę bułek, ale miał przed sobą osobę duchowną...
- Zdarza się, że pieczemy w tym samym piecu.
- Ach - posmutniał rabin. - W takim razie nie kupię waszych bułek. Dziękuję panu... - i ruszył do wyjścia.