Projekt "Shtetl Routes" ma na celu wsparcie rozwoju turystyki w oparciu o żydowskie dziedzictwo kulturowe pogranicza Polski, Białorusi i Ukrainy.

 

Projekt "Shtetl Routes" ma na celu wsparcie rozwoju turystyki w oparciu o żydowskie dziedzictwo kulturowe pogranicza Polski, Białorusi i Ukrainy.

 

Teatr NN

Życie żydowskie w przedwojennej Izbicy

Tomasz Toivi Blatt, Z popiołów Sobiboru. Historia przetrwania, Włodawa 2002, s. 27-32.

Izbica
Izbica (Autor: Kirnberger, Max)

Izbica, leżąca w południowo-wschodniej Polsce, niedaleko Lublina, była typowym żydowskim miasteczkiem, sztetl. Na wzgórzach otaczających miasteczko mieszkali wieśniacy - katolicy. W samej Izbicy żyło 3.600 Żydów i około 200 chrześcijan. Ludność miasteczka stanowili w większości prości, ubodzy ludzie. Domy w Izbicy były w przeważającej liczbie drewniane. Tylko nieliczni bogacze mieli domy z cegły. Wodę dostarczało kilka pomp artezyjskich i 3 studnie. Do połowy lat trzydziestych nie było elektryczności.

Żydzi byli przeważnie ortodoksyjni, chociaż dawały się już zauważyć wpływy asymilacji. Chałaty, jarmułki, brody i pejsy zaczęły ustępować ubiorom polskim.

Moja rodzina zamieszkiwała jerishe*, drewniany, duży piętrowy budynek zbudowany przez mojego prapradziadka. Kolejne pokolenia podzieliły dom na kilka niewielkich ciasnych mieszkań. (...) Mieliśmy kuchnię z piecem opalanym drewnem, półkami na naczynia i posłaniem dla dziewczyny do pomocy. Jeden z kilku izbickich nosiwodów, Josele, za skromną opłatą przynosił nam na specjalnych nosidłach w wiadrach wodę, którą przechowywaliśmy w dużym zbiorniku z ocynowanej blachy.

Umeblowanie jadalni stanowił drewniany stół, cztery krzesła, duża brązowa szafa, kredens i zegar stojący. Wysoko na ścianie wisiał wypchany bażant (prezent od myśliwego) oraz dwa obrazy przedstawiające sceny z życia polskiej wsi, kupione od biednego studenta - artysty. Za zasłonką znajdowała się niewielka izba z sofą, obok mieściła się niewielka sypialnia, wyposażona w dwa połączone ze sobą łózka, stolik nocny, pełniący również funkcję apteczki oraz ogrzewający nas zimą duży, kaflowy piec. Uchodziliśmy za zamożnych. (...)

W Izbicy wszyscy się znali. Zwracaliśmy się do siebie używając głównie przydomków. Często jedno czy dwa słowa potrafiły bezbłędnie oddać czyjeś poglądy, pozycję społeczną, pochodzenie czy cechy fizyczne. Był „Kulawy” Chaim i „Dziobaty” Jojne. Każdy wiedział, że „Zamojski piekarz” to Szulik Handwerker, pochodzący z Zamościa. Mojego ojca nazywano Leon „goj”, ponieważ był tak zwanym wolnomyślicielem — jadał trefne mięso, świninę i miał bliskie kontakty z chrześcijanami. (...)

Z sąsiadami - katolikami żyliśmy w zgodzie. Co prawda od czasu do czasu na budynku poczty pojawiały się hasła: „Żydzi do Palestyny” czy „Nie kupujcie u Żydów”, ale nikt nie traktował tego poważnie. Dzieci w szkołach trzymały się razem. Nie było widocznych antagonizmów pomiędzy dziećmi z rodzin żydowskich i katolickich. Chociaż miasto było w 95 procentach zamieszkane przez Żydów, to tylko połowę uczniów w szkole stanowiły dzieci żydowskie. Drugą połowę stanowiły dzieci katolickie z okolicznych wiosek.

Oczywiście, dzieci żydowskie miały dzień wolny w soboty, ale za to w tygodniu, codziennie, po szkole publicznej uczęszczały do chederu, religijnej szkoły, gdzie przeważnie uczył biedny, ale „uczony w piśmie" belfer. Moim nauczycielem był rebe Jakov Icchak Lewand. lekcje odbywały się w jego kuchni. Dobrze pamiętam to pogrążone w półmroku pomieszczenie, w którym wokół starego, drewnianego stołu siedziało razem ze mną ośmiu czy dziesięciu innych chłopaków w wieku od siedmiu do trzynastu lat, każdy ze wzrokiem utkwionym w modlitewnik. (...)

Zdarzały się incydenty o podłożu religijnym, ale często dotyczyły one samych Żydów. Pewnego razu w dzień Szabasu zjawiła się w Izbicy grupa młodych Żydów z Zamościa - bez czapek, a do tego na rowerach. Tego było Izbicy za wiele. Młodzieńcy zostali przepędzeni gradem kamieni przez swoich ortodoksyjnych współwyznawców.

Na czas Szabasu życie stawało w miejscu. Dzieci żydowskie nie szły do szkoły. Całe miasto ogarniał spokój i świąteczny nastrój. Żydzi, z twarzami przepełnionymi godnością i świętością, kroczyli do synagogi. Mężczyźni w czarnych surdutach, jarmułkach lub kapeluszach na głowach, nieśli w haftowanych torbach modlitewne akcesoria; kobiety w długich spódnicach, perukach i chustach. Obok nich dreptały dzieci wyglądające jak miniaturki dorosłych. Nie zdawaliśmy sobie sprawy, że pełne spokoju Szabasy w Izbicy wkrótce będą należeć do wspomnień.

*jerishe (jid) - dziedziczona z pokolenia na pokolenie posiadłość rodzinna.

Mapa

Polecane

Zdjęcia

Wideo

Historie mówione

Słowa kluczowe