Projekt "Shtetl Routes" ma na celu wsparcie rozwoju turystyki w oparciu o żydowskie dziedzictwo kulturowe pogranicza Polski, Białorusi i Ukrainy.

 

Projekt "Shtetl Routes" ma na celu wsparcie rozwoju turystyki w oparciu o żydowskie dziedzictwo kulturowe pogranicza Polski, Białorusi i Ukrainy.

 

Teatr NN

Czortków w czasie wojny

Sz. An-ski, „Tragedia Żydów galicyjskich w czasie I wojny światowej. Wrażenia i refleksje z podróży po kraju”, Przemyśl 2010. Fragment relacji.

Czortków w czasie wojny

Czortków był dużym i ładnym miastem, w którym ilość żydowskich mieszkańców przekraczała kilka tysięcy. Miasto nie ucierpiało tak bardzo od działań wojennych, jak inne galicyjskie miasta. Nie było tam żadnych walk i Czortków pozostał nienaruszony. Dopiero we wrześniu 1915, gdy Rosjanie się wycofywali i przez tydzień nie było tam żadnej władzy, zaczęły się pogromy i grabieże.

Większość żydowskich mieszkańców opuściła Czortków na początku wojny wraz z odwrotem Austriaków, ale na ich miejsce przybyli tam, ze względu na wielkość miasta, uchodźcy i wygnańcy z wszystkich pobliskich miast i miasteczek. W czasie pierwszego pogromu w Husiatynie przybyło stamtąd 120 rodzin. Znalazły tu pracę i utrzymanie, więc pozostały.

13 czerwca 1915 przybyli nagle prawie wszyscy Żydzi z Husiatyna, w liczbie kilku tysięcy osób, którzy zostali stamtąd wygnani w ciągu kilku godzin. Miasto podeszło do tej katastrofy z wielką ofiarnością. W ciągu kilku dni zebrano 30 tysięcy koron i otwarto darmowe jadłodajnie. W lipcu także Związek Ziemstw otwarł dla uchodźców punkty rozdziału żywności i herbaty, a nieco później specjalny szpital, w którym pracował dr Koczkin.

W sierpniu władze wojskowe zamknęły, bez żadnego wyjaśnienia, żydowski Komitet Pomocy. Po pewnym czasie, gdy wśród uchodźców wybuchła epidemia cholery, powstał Komitet żydowski do walki z epidemią, ale jego działalność trwała tylko 11 dni. Z powodu konfliktu, jaki wybuchł między komendantem a jednym z dowódców wojskowych, zaaresztowano nagle wszystkich członków Komitetu. Po kilku dniach trzech z nich wysłano do Rosji, a pozostałych zwolniono. Władze zażądały, aby powołano inny Komitet. W międzyczasie wśród uchodźców zaczęły się szerzyć epidemie ospy, tyfusu i dyfterytu, a cholera ciągle nie ustępowała. Każdego dnia umierało od 20 do 30 osób. W krótkim czasie spośród 5 tysięcy uchodźców zmarło tysiąc ludzi.

Gdy Rosjanie zdobyli Jagielnicę, której prawie wszyscy żydowscy mieszkańcy zdążyli wyjechać z Austriakami, przeniosło się tam z Czortkowa prawie tysiąc osób wygnanych ze Śniatyna, zajmując opuszczone mieszkania.

W październiku 1916 śniatyniacy dostali zgodę na powrót do swoich domów, lecz niemal natychmiast zgodę tę odwołano. Zdążyło wrócić tylko 150 osób. W grudniu ponownie wydano zgodę i wtedy powróciło jeszcze 700 osób. Niektórzy z uchodźców rozlokowali się w okolicznych wioskach i gdy przyjechałem do Czortkowa pozostało tam tylko niecałe 1500 osób ze Śniatyna.

Pierwszą pomoc dla nich zorganizował dr Lander. W listopadzie 1915 założył tam Komitet składający się z dwóch osób ze Śniatyna i jednej z Czortkowa, przekazując na jego ręce 500 rubli (nieco wcześniej pan Hellmann przywiózł tam 800 rubli z Kijowa). W grudniu dostarczyl jeszcze 1200 rubli, a nieco później 1400 koron. W roku 1916 pomoc dla uchodźców ze Śniatyna zapewnił Komitet kijowski: w styczniu – 3100 rubli, w lutym 4000. Na święta Pesach przyznano sumę 12 000 rubli i dodatkowo 1976 rubli. W kwietniu – 5000, w maju – 2130, w czerwcu 4800, we wrześniu – 700, w grudniu – 9000, a na styczeń 1917 przydzielono 5500 rubli. W sumie komitet śniatyński w Czortkowie otrzymał w ciągu 15 miesięcy 57 006 rubli i 1460 koron, co daje średnio cztery tysiące rubli miesięcznie – niewielka suma dla trzech tysięcy uchodźców potrzebujących pomocy.

Zanocowałem w domu miejscowego aptekarza, a wieczór spędziłem z grupą młodzieży, która pracowała ofiarnie w Komitecie Pomocy.

-Nie może pan sobie wyobrazić nastroju, jaki tu panował w ciągu dwóch i pół lat – zaczął opowiadać jeden z młodzieńców.

-To były lata zupełnie wymazane z naszego życia. Spędziliśmy je na oczekiwaniu na wiadomości i plotki. Cały czas wydawało nam się, że lada-chwila przyjdą Austriacy, że wojna niedługo się skończy. Nie mieliśmy dość siły ani ochoty, żeby zacząć cokolwiek robić. Wielu z nas popadło w apatię. Ludzie zaczęli odnosić się do życia z obojętnością. Niedawno jeden z naszych kolegów ciężko zachorował. Leżał kilka dni w łóżku, nikogo nie powiadomił o swej chorobie i nie zwrócił się o pomoc lekarską. Gdy lekarz, którego sprowadziliśmy do niego, zaproponował szpital z doskonałą pomocą medyczną, nie zgodził się na to mówiąc: „a po co?, przecież nic się nie stanie jak umrę”.

-Prawie oszaleliśmy z bezczynności – opowiadał inny. – Mój ojciec, starszy inteligentny człowiek, zaczął uczyć się na pamięć wierszy Schillera i Goethego. My, młodzi, uczyliśmy się rosyjskiego, a teraz czytamy od deski do deski gazetę „Kijewskaja ….”. Zapewniam pana, że nie ma w Rosji wielu ludzi znających wewnętrzne aspekty rosyjskiego życia tak dogłębnie, jak każde posiedzenie Dumy Państwowej i każde przemówienie …. służy nam jako materiał do długich rozmów i niekończących się dyskusji.

W ciągu tego czasu studiowaliśmy rosyjski styl życia – mówił dalej – i muszę panu powiedzieć, że bez względu na wszystkie nieszczęścia, jakich nam przysporzyli i przysparzają aż do dzisiaj, podziwiamy charakter Rosjan. Przy całej gwałtowności i dzikości Rosjanina jest w nim jakiś głęboki idealizm i humanizm. Jak dalecy są od tego nasi Ukraińcy czy Niemcy! Dam panu mały przykład. Przed kilkoma tygodniami stałem przy oknie i widziałem taką oto scenkę: był deszczowy dzień, ulica tonęła w błocie. Przejeżdżały nią wozy wojskowe z siedzącymi w nich żołnierzami mokrymi i zziębniętymi. Obok szła stara Żydówka w zabłoconych łachmanach. Jeden z jadących na wozie żołnierzy spojrzał na nią, zatrzymał konie, zaproponował jej, aby wsiadła na wóz i nawet pomógł jej wsiąść. Nasz żołnierz nigdy nie zdobyłby się na taki czyn.

Młodzieńcy opowiedzieli mi o procesie ludzi oskarżonych o szpiegostwo, który toczył się w Czortkowie. Wszyscy oskarżeni, o ile pamiętam sześciu Żydów, zostali uniewinnieni.

Nazajutrz poszedłem do synagogi i tam wdałem się w rozmowę z kilkoma starszymi ludźmi. Opowiedzieli mi, że to, że Czortków pozostał nienaruszony, to wyłączna zasługa pewnego cadyka, który pobłogosławił miasto mówiąc, że nie zostaną w nim zniszczone na raz więcej niż trzy domy. Jednak jego błogosławieństwo było obwarowane jednym warunkiem – że wszyscy będą jak należy myć ręce.

(…)

W Czortkowie pokazano mi pewnego Żyda, który ślubował milczenie i nie powiedział słowa przez 15 lat. Zanim złożył ślubowanie był bogatym sklepikarzem. Wśród towarów, jakie sprzedawał, był między innymi proch strzelniczy. Kiedyś wybuchła sprzeczka między nim, a jego żoną, i krzyknął do niej: „A niech cię ogień pochłonie!”. Dwie godziny później zeszła ze świecą do piwnicy przynieść jakiś towar i świeca spadła na proch strzelniczy. Wszystko wybuchło zabijając żonę i dwoje dzieci sklepikarza. Uważając, że stało się to za sprawą klątwy , jaką rzucił na żonę, poszedł wzburzony i zaskoczony do czortowskiego rabina prosząc o pokutę. Gdy rabin usłyszał, co się stało, powiedział: „Ten, który ma taki język, powinien milczeć!”. I od tej pory sklepikarz milczy. Pozostał w Czortkowie i przeprowadził się do małego pokoiku przy synagodze. Siedzi tam cały czas i studiuje pismo. W pokoju jest tylko mały stolik i dwa krzesła. Łóżka nie ma. W ciągu tych 15 lat nie położył się. Drzemnie po parę godzin siedząc przy stole. Żywi się tylko posiłkami, które przynoszą mu litościwi ludzie, gdy sobie o nim przypomną. Nazwisko pokutnika znają tylko jego starzy znajomi sprzed lat. W mieście zwany jest pod przezwiskiem „Szatkan” (hebr. „Milczek”).

Szatkan przyjął mnie grzecznie i gestem spytał o co mi chodzi.

-Chciałbym zapytać – odpowiedziałem – co pan myśli o tym, co się dzieje teraz na świecie.

Pokutnik wbił we mnie swe dziecięce oczy i nagle wybuchł głośnym śmiechem. Wziął ze stołu świętą księgę, otworzył w miejscu oznaczonym zagiętą stroną i wzrokiem, w którym odzwierciedlało się coś w rodzaju zwycięstwa, wskazał mi jedno miejsce.

Spojrzałem na księgę. Poświęcona była Mesjaszowi.

W tej strasznej desperacji, która panowała wokół, gdy zgasł już ostatni płomyk nadziei na ratunek w naturalny sposób, Żydzi zwracali się mocą swej żarliwej wiary do najstarszego symbolu nadziei i odrodzenia narodowego – do Mesjasza. Nie było to nowe zjawisko w historii narodu żydowskiego.

Mapa

Polecane

Zdjęcia

Słowa kluczowe