Projekt "Shtetl Routes" ma na celu wsparcie rozwoju turystyki w oparciu o żydowskie dziedzictwo kulturowe pogranicza Polski, Białorusi i Ukrainy.

 

Projekt "Shtetl Routes" ma na celu wsparcie rozwoju turystyki w oparciu o żydowskie dziedzictwo kulturowe pogranicza Polski, Białorusi i Ukrainy.

 

Teatr NN

Z amerykańskich uniwersytetów do polskich jesziw

J. Kugelmass, J. Boyarin, „From a ruined garden: The Memorial Books of Polish Jewry”, Bloomington 1998: „Z amerykańskich uniwersytetów do polskich jesziw", tłum. Wojciech Szwedowski.

Z amerykańskich uniwersytetów do polskich jesziw

W Ameryce często słyszy się o młodych ludziach niespokojnej krwi, którzy budzą się jednego dnia i wyruszają na wędrówkę po obcych miejscach. Nudzi ich codzienna domowa rutyna. Ich młoda krew pragnie szerokiego świata, nieznanych krajobrazów. Dokąd zmierzają? Wielu zostaje marynarzami i podróżuje po morzach i oceanach, inni udają się w dzikie ostępy Ameryki Południowej, i tak dalej. Pomiędzy nimi jest wiele młodzieży żydowskiej. Ostatnio jednak wielu amerykańskich młodych Żydów można znaleźć tam, gdzie się ich najmniej spodziewa: w starych żydowskich sztetlach w Polsce i na Litwie, daleko od dużych miast i linii kolejowych, gdzie tylko jedna melodia brzmiała przez wiele lat: melodia studiów nad Talmudem.

Tam spotkać można młodych z Nowego Yorku i Cleveland, z Pensylwanii i Kansas, z każdej strony Ameryki. W jesziwach w Mirze, Słobódce, Wołożynie i Telsze, dziesiątki chłopców z jarmułkami na głowach stoją przy drewnianych pulpitach z otwartymi Talmudami przed sobą. Pozostawili swoje wygodne domy w Ameryce i przebyli Atlantyk aby studiować Torę w odległych sztetlach naszych dziadków i pradziadków.

Amerykańscy chłopcy z jesziw w Polsce i Litwie, młodzi uczniowie ze starych państw, którzy już zdążyli ukończyć college - to coś nowego. Żydzi, którzy żyją w tych  miastach wzruszają ramionami nie rozumiejąc: widywali Amerykanów przyjeżdżających w odwiedziny do krewnych i równie szybko wyjeżdżających, ale młodzi mężczyźni po 18 czy 20 lat, bez przyjaciół czy rodziny w mieście przebywający cztery tysiące mil aby uczyć się przez dwanaście czy trzynaście godzin dziennie: to się wcześniej nie zdarzało.

Największa kolonia amerykańskich uczniów jesziw jest w małym mieście Mir. Leży ono ledwie dwadzieścia wiorst od radzieckiej granicy. W tym oddalonym od wszystkiego zakątku jest czterdziestu ośmiu chłopców z Nowego Yorku, Brooklynu, Illinois, Kansas, Teksasu, nawet Winnipeg w Kanadzie.

Jeśli sądzisz, że nauka w jesziwie jest prosta, mylisz się. O siódmej rano trzeba być w jesziwie, gotowym na poranne modlitwy, a nauka kończy się dopiero o dwudziestej drugiej. Jedyny czas na odpoczynek to pora śniadaniowa i obiadowa, oraz wieczorem podczas krótkiego spaceru w pobliskich lasach. Resztę czasu uczniowie spędzają zatopieni w nauce. Bokher z Baranowic debatuje z chłopcem z Nowego Yorku, podczas gdy Chasyd z Lublina pochyla się ku doktorowi z Harvardu i obaj czytają zakurzone strony Talmudu noszące znaki wielu pokoleń, które się z nich uczyły.

Amerykanie to głównie synowie zamożnych rodziców, za wyjątkiem kilkorga dzieci amerykańskich rabinów. Żadnemu z nich nie brakowało tego, co najlepsze w Ameryce. Niemniej kiedy przybyli do Miru, miejsca, którego nie ma nawet na mapie, musieli zmienić swoje całe życia. Gorąca kąpiel, boisko, samochód, elegancko wyprasowany garnitur, teatr, w Mirze nie ma tych rzeczy.

W istocie, z początku było im trudno dostosować się do tamtejszego życia. Cierpieli głównie przez brak czystych łazienek. Pewien młodzieniec posunął się do tego, że napisał list do swojej matki, a był nie w Mirze a w jesziwie w Telsze, że przez pierwsze trzy dni nie mógł załatwić naturalnych funkcji, ponieważ zwyczaje były tak dziwne.

W Mirze jednak było przyjęte, że Amerykanie nie mogli tak żyć i tamtejsza jesziwa była pierwszą, która wprowadziła kanalizację. Zamożny Żyd z Buffalo, który odwiedzał swojego syna w jesziwie zauważył, że zaplecze sanitarne było nie na czasie. Zapewnił połowę sumy potrzebnej na instalację kanalizacji, natomiast druga połowa była ufundowana przez "Joint" (American Jewish Joint Distribution Committee [Amerykańsko-Żydowski Połączony Komitet Rozdzielczy]) i w ten sposób jesziwa stała się pierwszym nowoczesnym budynkiem w mieście.

Żyd z Chicago wprowadził do niej elektryczne oświetlenie, które teraz jest zasilane z osobnego generatora, oraz siedemdziesiąt elektrycznych lamp. W kwestii jedzenia jednak nie wprowadzono żadnych zmian i gospodynie z Miru dawały ”Amerykańcom” to samo jedzenie, które oferowały polskim chłopcom. Wielu Amerykanów skarżyło się w listach do rodziców że nie można dostać lodów, że pomarańcze są warte swojej wagi w złocie, a dodatkowo nie ma skąd wziąć. fig Kochające żydowskie matki żałowały swoich dzieci i wysyłały paczki pomarańczy i fig na śniadanie dla swoich synów.

Jednak jedna sprawa doprowadziła do niewielkiej dysputy między administracją jesziwy a amerykańskimi chłopcami, a dotyczyła grania w futbol amerykański. Były student Harvardu wiedział, że można uczyć się wszystkich przedmiotów w programie i nadal mieć czas aby wyjść na zewnątrz w swetrze i rzucać gumową piłką w tę i we w tę pomiędzy wykładami. W Mirze się tego nie uznawało. Pewnego razu pięciu lub sześciu Amerykanów postanowiło rankiem trochę się poruszać i zaczęło grać w futbol przed jesziwą. Ich polscy przyjaciele i mieszczanie byli oszołomieni. To był pierwszy raz jak widzieli uczonych, którzy grali w piłkę. Przywódcy jesziwy natychmiast powiadomili ich, że ”poszli za daleko„ i po cichym proteście uczniowie się poddali.

Wyjątek był uczyniony w lecie, kiedy uczniowie udawali się na odpoczynek do domków na wsi, wtedy Amerykanie tak jak w domu chętnie łapali za piłkę.

 

 

Mapa

Polecane

Zdjęcia

Słowa kluczowe