Legendy włodawskie
Legendy włodawskie, „Księga Pamięci Włodawy", Tel Awiw 1974. Tłumaczenie i opracowanie Yaron Karol Becker.
Każdy z nas nosi w sercu miasto swojego dzieciństwa. My szczególnie pielęgnujemy pamięć o Włodawie oraz stale obecną przed naszymi oczyma tęsknotę za nią.
Kochaliśmy Ciebie Włodawo, Twoje radości i smutki; prostych Żydów, ludzi pracy, drobnych sklepikarzy i bogatych kupców, rabinów i jeszybotników. Dlatego okrasiliśmy Twą głowę koroną kwiatów – bukietem legend.
Nazwa miasta
Skąd pochodzi Twoja nazwa Włodawo? Wątpię, by jakikolwiek historyk mógł odpowiedzieć na to pytanie. Tajemnicę tę zna legenda... Twoja nazwa, opowiadają, pochodzi z tych dalekich lat w XV wieku, kiedy Ukraina pod koroną królestwa Jagiellonów związana była z Wielką Polską. Wówczas na wyżynie nad rzeką Bug osiedlili się Żydzi, zajmujący się hurtowym handlem zbożem i bydłem. Towary z Ukrainy sprzedawali w Polsce, Niemczech oraz Anglii.
Na wyżynie tej odbywały się targi, cieszące się popularnością wśród okolicznych chłopów, sprzedających m.in. woły. Żydzi przemieszczali się pomiędzy handlującymi i, pośród innych zawołań, krzyczeli często: „Dawaj woły!” lub „Woły dawaj”. Zawołania te przylgnęły do miasta i stały się jego imieniem.
Wielki Cadyk
Wszystkie części ciała naszego zawsze będą nas boleć, ponieważ kiedyś, przed wiekami, zostaliśmy poćwiartowani, byliśmy ranieni i każda rana krwawiła. Pocięci jesteśmy, rozerwani na kawałki i zranieni. Męczarniom nie ma końca, kielich goryczy jest bezdenny.
Oto co – w kontekście owego cierpienia – opowiada legenda o starym cmentarzu przylegającym do synagogi: „W latach 1648–1649 ulicami Włodawy płynęły potoki krwi. Ze świata wypełnionego nienawiścią oraz jadem zginęły dziesiątki tysięcy Żydów. Na włodawskim cmentarzu pochowane są kości zamordowanych świętych, których krew została przelana w biały dzień, na oczach wszystkich.
W centrum cmentarza rosło rozłożyste, wysoko wznoszące się drzewo pod którym znajdowała się duża kamienna macewa. Legenda opowiada, że wyznaczała ona miejsce wiecznego spoczynku Wielkiego Cadyka. Ów rabbi miał jedno przesłanie, które miało się stać nakazem dla wszystkich pokoleń: „Pamiętaj co uczynił Ci Amalekita!”
Żelazny kawalerzysta na Bramie
Włodawski rynek to duży plac wybrukowany okrągłymi kamieniami (tzw. kocimi łbami). W jego środkowej części postawiono duży, kwadratowy budynek, nazywany przez żydowskich mieszkańców miasta „Habrum”. Dolne kondygnacje gmachu zajmowały sklepy oraz dwie bramy: jedna od strony wschodniej, a druga od zachodniej. Nad zachodnią bramą górował postument kawalerzysty z żelaza. Postać ta owiana była różnymi legendami.
Tak jak wszystkie rzeki podążają ku morzu, tak legendy z krwi docierają do ludu opowiadając o Żydach, ciężko doświadczonych plagami Chmielnickiego lub błąkających się po pustkowiach i lasach. Gdy horda okrutnych morderców była tuż za nimi i nie widać było ratunku, wówczas niszczycielski ogień runął z nieba i jego płomienie dopadły łotrów galopujących na koniach z czarnego żelaza.
Przeklęta studnia
Na rogu ulic przy domu rodziny Lomka znajdowała się studnia pokryta drewnianą okrągłą klapą, na której stała ręczna żelazna pompa w ciemnozielonym kolorze. Mechanizm urządzenia stale się psuł. Gdy został naprawiony jakiś defekt, mieszkańcy oddychali z ulgą, lecz po kilku dniach pompa, ku wielkiemu rozgoryczeniu mieszkańców miasteczka, znów się buntowała.
Legenda opowiada o nocach czarnych jak smoła, podczas których niebo i ziemia były splecione razem i zgłębiały tajemnicę tworzenia się... W taką zimową noc przyszła przesłodka córka dajana (członek sądu rabinackiego) pompować wodę ze studni. Kiedy napełniła wiadro wody pośliznęły się jej nogi, wpadła do studni i utonęła.
Gdy ta gorzka wiadomość dotarła do dajana, z jego ojcowskiego serca wyrwał się okropny krzyk: „Córko moja, źrenico mego oka, jak będziemy mogli żyć po tym, jak zostałaś porwana przez śmierć w młodym wieku? Przeklęta niech będzie ta zgubna studnia. Nie będą nigdy mieli z niej pożytku uczciwi Żydzi!”. Klątwa dajana ciąży nadal nad studnią.
Cud
Wspaniała włodawska synagoga wznosiła się ponad całą okolicą i wyglądała jak zamek. Oto, co opowiada o niej legenda: „Wojewoda miejscowy, hrabia Zamojski, miał córkę, przepiękną jedynaczkę, która ciężko zachorowała i była bliska śmierci. Wszyscy lekarze, których wielce zatroskany hrabia przywołał, nie potrafili jej pomóc i kiedy wojewoda poczuł, że wszystkie nadzieje zawiodły, padł na kolana i ślubował w tych oto słowach: «Jeśli moja córka wyzdrowieje, zbuduję przepyszny dom modlitwy». I oto stał się cud. Minęło kilka dni i jego córka wstała z łóżka. Wojewoda dotrzymał słowa i zbudował kościół chrześcijański,
Lecz kiedy skończyły się prace budowlane, świątynia zapadła się pod ziemię. Wówczas hrabia Zamojski zrozumiał, że Bóg nie chciał mieć w tym miejscu kościoła chrześcijańskiego i rozkazał zbudować synagogę dla Żydów miasteczka.
Opowiadają także, że kiedyś w wigilię Paschy karczmarz, reb Iszaja, zapomniał włączyć gorzałkę do przaśnych (zabronionych w Pesach do spożycia) towarów, które sprzedał gojowi. Kiedy przypomniał to sobie kazał wystawić beczki wypełnione wódką na pole. Goje co prawda szanowali bardzo Reb Iszaja, lecz pokusa picia zwyciężyła i w ciągu tygodnia świąt, powoli opróżnili beczki z napojem aż do dna.
Jakież było ich zdumienie kiedy nazajutrz po świętach nalewano gorzałkę z beczek, które właśnie wróciły z pola. Baryłki były pełne, pomimo że goje pili z nich aż do ostatniej kropli.
Niechaj te legendy zaświadczą, jak bardzo szanowani byli przez chrześcijańskich mieszkańców Włodawy szlachetni Żydzi. Żaden ksiądz nie cieszył się wśród swych wiernych czcią podobną do tej, jaką wywoływał święty człowiek z pośród Żydów.