Projekt "Shtetl Routes" ma na celu wsparcie rozwoju turystyki w oparciu o żydowskie dziedzictwo kulturowe pogranicza Polski, Białorusi i Ukrainy.

 

Projekt "Shtetl Routes" ma na celu wsparcie rozwoju turystyki w oparciu o żydowskie dziedzictwo kulturowe pogranicza Polski, Białorusi i Ukrainy.

 

Teatr NN

Motol we wspomnieniach Chaima Weizmanna

Małgorzata Szejnert, Usypać góry. Historie z Polesia, Kraków 2015, s. 117 - 120.

Dom Chaima Weizmanna w Motolu
Dom Chaima Weizmanna w Motolu (Autor: Korzeniewskaja, Margarita)

We wspomnieniach pierwszego prezydenta państwa Izrael Chaima Weizmanna, który urodził się w Motolu w 1874 roku jako trzeci z piętnaściorga rodzeństwa, żyło tu od czterystu do pięciuset rodzin prawosławnych i około dwustu żydowskich. Ten stosunek Żydów do reszty odpowiada mniej więcej poleskim proporcjom sprzed drugiej wojny światowej, kiedy to Żydzi stanowili tylko dziesięć procent mieszkańców Polesia, lecz aż czterdzieści dziewięć i pół procent jego ludności miejskiej. Co do Polaków, pod koniec lat trzydziestych stanowili czternaście i pół procent mieszkańców województwa poleskiego i raczej nie robili tłoku na motolskich ulicach o polskich nazwach. W Motolu była bożnica i cerkiew, ale nie było kościoła katolickiego, a Polacy do dzisiaj są utożsamiani na Polesiu z katolikami. Ludność chrześcijańska i żydowska żyła w Motolu dość zgodnie. Weizmann pisze, że w miasteczku i okolicy nigdy nie było pogromów, ale zaraz dodaje, że taka uwaga - jeśli ma stanowić pochwałę ludzkiego współżycia - powinna raczej budzić gorzką zadumę. Polscy właściciele ziemscy współpracowali z żydowskimi faktorami, dostawcami lub dzierżawcami nie dlatego, że się lubili; ich częstą wzajemną niechęć łagodziła jeszcze większa niechęć do carskich rządów - i, naturalnie, interesy.

Według Weizmanna, Motol leżał w jednym z najciemniejszych i najbardziej zapomnianych kątów Pale - strefy żydowskiego osiedlenia wyznaczonej przez władze carskie, ale ludzie z wiosek położonych na dalszych brzegach jeziora uważali go za metropolię.  Ta metropolia, błotnista wiosną i jesienią, zlodowaciała zimą, zakurzona latem, nie miała poczty, kolei, twardych dróg dojazdowych i panowały w niej tak prymitywne warunki życia, jakich współcześni ludzie Zachodu w ogóle nie potrafią sobie wyobrazić. Weizmannom powodziło się jednak nieźle, ojciec był obrotnym handlarzem drewna, wuj spławiał je do Gdańska i zabierał Chaima na tratwę, na której zbudowano całkiem wygodny szałas z kuchnią i posłaniem. Ksawery Pruszyński niezupełnie miał rację, pisząc, że w maju, podczas wielkiego spławu na Kanale Ogińskiego, w takim Motolu królowej Bony pozostają podobno tylko starcy, kobiety, dzieci i Żydzi *. Żydzi wypływali, i to czasami z dziećmi. Dzięki szlakom wodnym, które mogły doprowadzić do Bałtyku i Morza Czarnego, ani Chaim, ani jego rodzina nie mieli poczucia, że świat jest zamknięty.

(...) Kiedyś koło cerkwi stała synagoga nakryta dwupiętrowym gontowym dachem jak namiot posadzony na większym namiocie. Na tym miejscu zbudowano po wojnie kamienicę; pracują w niej banki. Nawet gdyby synagoga przetrwała wojnę, nie miałby do niej kto chodzić, Holokaust nie ominął Żydów motolskich.

(...) Niedaleko (jeziora Jasiodła) siedzi na łące chata Weizmanna. (...) mieliśmy własny dom, parterowy, z siedmioma pokojami i kuchnią, parę akrów ziemi, kurczęta, dwie krowy, ogród warzywny, kilka drzew owocowych, Mieliśmy więc mleko i czasem masło, mieliśmy owoce i warzywa w sezonie, mieliśmy dość chleba, który mama sama piekła, mieliśmy ryby i mieliśmy mięso raz w tygodniu - na szabat. I było zawsze dużo świeżego powietrza **. Dziwne, bo chociaż chatkę zamknięto na kłódkę, widać na oko, że pod pochyłym dachem z eternitu zmieści się jedna izba i sień. Poza tym, jak wynika ze wspomnień pierwszego prezydenta Izraela, dom stał nie tutaj, lecz w środku miasteczka.

Tak rzeczywiście było, ale nie pasował do nowych budynków. W latach pięćdziesiątych rozebrano go, okrojono, zesłano na bok i dopiero od niedawna zaczęto o nim myśleć jako o atrakcji, która może Motolowi przysporzyć sławy.

Przyczynił się do tego Siergiej Musijenko, socjolog i biznesmen z Mińska. Kupił domek za piętnaście tysięcy dolarów od sprytnej gospodyni Olgi Ptaszic, która narzekała, że drewno drogie, torf drogi, a chata wielka, i zapowiedział, że stworzy w Motolu kompleksowe centrum pamięci Weizmanna. Chata ma powrócić na dawne miejsce i do dawnej formy.

Obok zbudujemy na nowo parę starych sklepików żydowskich, żeby wróciła dawna atmosfera. - Bez tego domu, bez tego centrum nie może być normalnej turystyki do naszego kraju - oświadczył Misijenko dziennikarzom gazety "Wieczernyj Briest".

* Ksawery Pruszyński, Wspomnienia, reportaże, artykuły, Warszawa 2000.

** Chaim Weizmann, Trial and Error. The Autobiography, Philadelphia 1949.

Mapa

Polecane

Zdjęcia

Słowa kluczowe