O „Kowler Sztyme” i jej redaktorze (Refleksje)
Sz. Bama, O „Kowler Sztyme” i jej redaktorze (Refleksje), „Księga Pamięci Kowla", Tel Awiw 1959. Tłumaczenie i opracowanie Yaron Karol Becker.
Z mgły przeszłości wyłania się wyraziście i jak żywa smukła postać redaktora „Kowler Sztyme” – ma wychudłą, mniszą twarz ascety, oczy w okularach, wyostrzony nos. Mowa przerywana troszkę. Jego ostry głos był jak gdyby umyślnie stworzony, żeby przekonywać wewnętrzną logiką. Długie nogi nosiły go, zatroskanego społecznika, na każde zebranie. Jako syjonista preferował sprawę narodową ponad wszelkie knowania frakcyjne. Nie był hipokrytą i biczował swym ostrym piórem każdego, który na to zasługiwał.
„Zaangażowany społecznie”? Tak, potrafił stworzyć wokół siebie zespół oddany całym sercem i duszą gazecie, pojawiał się niespodzianie zarówno tam, gdzie na niego oczekiwano, jak i tam, gdzie nie oczekiwano. Jego „agenci” byli aktywni na każdym forum społecznym (ogólnym lub specyficznie żydowskim). Swoim długim nosem „wywąchiwał” potrzebnych mu ludzi w radzie miejskiej, starostwie lub radzie gminy.
Umiał także zgromadzić wokół pisma najlepszą część miejscowej inteligencji, a ponadto był także w kontakcie ze znanymi pisarzami. Otrzymywał od nich zgodę na publikację ich utworów. Dostarczał swym czytelnikom informacje miejscowe oraz publicystykę z ogólnej prasy żydowskiej, zajmującej się sprawami świata i nieprzemijającymi problemami duchowymi.
Redaktor był autodydaktykiem. Zdołał przyswoić sobie nowoczesny sposób wyrażania i nie raz dziwiłeś się, jak bardzo szeroki jest jego intelektualny rozmach. Działał co prawda na prowincji, ale jego zaangażowanie w życie społeczno-polityczne nie pozwalało mu zostawiać żadnej istotnej sprawy, miejscowej lub ogólnej, bez reakcji.
Pisał prosto i rzeczowo. Znał wszelkie sekrety i fortele mowy potocznej i umiał je wykorzystać w języku pisanym. Jego styl był bardzo logiczny i przekonywujący. Nie brakowało w nim czegoś z modernizmu, a z drugiej strony, był oparty na soczystych „słówkach” ludowych. Jego artykuły osiągały swój cel. Gładziły tych, którzy na to zasługiwali i smagały tych, którym się należało.
„Kowler Sztyme” miała charakter gazety ogólnej, ale wszyscy wiedzieli, że jest gazetą syjonistyczną. Wśród prowincjalnych gazet w województwie wyróżniała się wysokim poziomem, zarówno publicystyki jak i literatury. „Kowler Sztyme” nie raz było cytowane przez prasę żydowską w Warszawie. Kiedy pojawili się polityczni konkurenci, tacy jak Bund, którzy chcieli zmienić syjonistycznych charakter Kowla, wówczas redakcja odważnie i z dumą narodową występowała przeciw tym działaniom i w końcu zwyciężyła.
„A więc, Panie Sz. B. – zwrócił się kiedyś do mnie na uroczystości in memoriam Teodora Herzla w synagodze – może obdarzy Pan naszą gazetę jakimś owocem Pańskiego pióra? Słysząc ten miły głos Awinoama (taki był pseudonim literacki redaktora), nie można było odmówić. I w następnym piątkowym wydaniu gazety pojawiał się artykuł Dni świąteczne, który otrzymywał obszerne miejsce na szpalcie.
Wyobraźcie sobie ostatni piątek przed moją aliją (imigracją) do Erec. Maszyna drukarska wyrzuca z siebie ostatnie strony do korekty. Świeże litery brudzą ręce, a redaktor wbija swe oczy w wydrukowane życzenia dobrej drogi dla nowego ole ( imigranta). Z jego oczu płyną łzy i padają na miękki papier gazety. «Przyślij mi stamtąd korespondencje. Będzie to dla mnie pocieszeniem». Z jego ust wyrywają się znaczące słowa: «Kto wie, kiedy ja pojadę do Erec». Korespondencjom z Palestyny oddawał najważniejsze miejsce w gazecie. Redaktor nie dostąpił jednak tego szczęścia i nie dotarł do Erec”.
Będąc w kraju, stojąc na górze Scopus, w oddziale Biblioteki Narodowej poświęconemu prasie, przerzucając stronice starych roczników „Kowler Sztyme”, patrząc na nie z odległości geograficznej, możesz ocenić ich ogromne znaczenie dla żydowskiego życia. I jeśli Kowel będzie nadal żyć w żydowskiej świadomości, to niemała tego zasługa należy się „Kowler Sztyme” i jej redaktorowi.