Opowieść Juliana Działakiewicza
Opowieść Juliana Działakiewicza (2003)
ze zbiorów programu Historia Mówiona, Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN"
Żydzi we Włodawie
U Żydów zamiast trumny jest taka skrzynia, normalna skrzynia. Żydów nie chowali w trumnach. Białym płótnem owijali, ale do naga rozbierali. Tę skrzynię czterech niosło. A kiedy ktoś zadzwonił dzwonkiem, to oni raz postawią i stoją, a jak tylko ktoś przestanie dzwonić raz na ramię i biegiem. Oni prędko, prawie jak biegiem szli... Synagoga. Synagoga była tu zaraz przy ulicy Czerwonego Krzyża. Pierwszy budynek to była szkoła języka hebrajskiego, dalej była na Sądną Noc, tam oni się modlili. A tu dalej to była ta świątynia ten wyższy budynek. Nikt nie wie gdzie we Włodawie mieszkał rabin. Rabini chodzili po cywilnemu... Żydzi mieli swoją ubojnię. Tam bili, tam było koszerne mięso żydowskie, ponieważ kura czy gęś, czy kaczka to musiała być koszerna. To trzeba było mieć takiego, który umiał zabijać. Bo jak nie tak zabił, to już nie było koszerne, już oni tego nie jedli, wyrzucali. Łaźnia nawet była we Włodawie. Żydzi chodzili do łaźni co piątek. I tam takimi miotłami się bili - jak mówił mój ojciec. Łaźnia była tam na dole jak się schodzi z tej Góry Jatkowej. I tam rzeźnia była. Nasi cywilni ludzie też chodzili do tej żydowskiej łaźni. Wszyscy chodzili, była łaźnia, ile się tam płaciło, szedł się wykąpał i przyszedł.
Żydzi mieli długie pozakręcane pejsy i mycki mieli z takim daszkiem. Różnie się ubierali – nawet w kapeluszach chodzili. Prawosławni natomiast nie różnili się ubiorem od katolików. Żydowska inteligencja to nie przestrzegała ich przykazań. I kiełbasę jedli, słoninę jedli i wszystko, co się dało. W miejskich władzach Żydów nie było.