Projekt "Shtetl Routes" ma na celu wsparcie rozwoju turystyki w oparciu o żydowskie dziedzictwo kulturowe pogranicza Polski, Białorusi i Ukrainy.

 

Projekt "Shtetl Routes" ma na celu wsparcie rozwoju turystyki w oparciu o żydowskie dziedzictwo kulturowe pogranicza Polski, Białorusi i Ukrainy.

 

Teatr NN

Opowieść Mariana Andruszkiewicza

Opowieść Mariana Andruszkiewicza (2014)

ze zbiorów programu Historia Mówiona, Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN"

Opowieść Mariana Andruszkiewicza

Spław drewna Narewką

Mój ociec zajmował się zasadniczo rolnictwem. Kilka hektarów miał mój dziadek. Ale i dorywczo zajmował się spławem drzewa. Był flisakiem. To takie dorywcze było, letnie. Brat Tadeusz też. Ojciec wyjeżdżał do pracy we Włocławku. I tam mój brat najstarszy się urodził. Później jak wojna wybuchła w trzynastym roku to wrócił z tego Włocławka, i tu [w Tykocinie] osiedlił się. Pracował w każdym bądź razie w jakichś zakładach. Tak ze dwa lata pracował do momentu jak wybuchła wojna w czternastym roku.

Drzewo przeważnie Żydzi spławiali. Tu było takie przedsiębiorstwo. Drzewo spławiane było Narewką z Białowieży. Aż tam. Takie nieduże, jak to powiedzieć? Tafle. Po cztery, po pięć klocy. Bo to wąskie były i kręta rzeka. Szerokich tych nie można było doprowadzić. No, tak że tutaj było w Tykocinie. Te flisacy robili, zestawiali… Takie trawy. I składali na szersze. I spławiali z Tykocina aż do Gdańska. Ci flisacy odprowadzali. Żydzi mieli ten cały interes. Ale nie byli flisakami… Byli przedsiębiorcami. A flisakami przeważnie Polacy byli. No i to było przedsiębiorstwo. W każdym bądź razie dostarczali z Białowieży. Spław był drzewa, i później zestawiali. Tu jak było okiem sięgnąć, tak pod Morusy aż to woda, woda i woda. Tam całe drzewem zastawione. I zestawiali. To zapasy były. Tu by jeden plac koło szkoły, gdzie te [tratwy] robili i tu był plac gdzie Browarna. Plac, na którym tarli drzewo i szykowali. To była sprzedaż. Kto chciał na budowę domu, tego, to też sprzedawali. Spław do Gdańska trwał kilka tygodni. Nawet do miesiąca i więcej. Zależało też jaka pogoda była ale to długo trwało. Mój brat Tadeusz też był flisakiem. To zawsze kilku flisaków na tratwach. Na tych tratwach mieli budy porobione i gotowali sobie.

Żydzi przed wojną w Tykocinie

Żydów sprzed wojny znało się tyle o ile. Bo to do nas, do ojca przychodzili. Był taki [Żyd], miał konia i furmankę. Tą furmanka przewoził ludzi do Białegostoku, woził tam towary. Słowatyk tak zwany. No to wiem. Dlaczego? Przed samym ich aresztowaniem, wywózką, to na jakieś dwa tygodnie przed… on z moim ojcem się znał to przychodził, brał siano i słomę, i owies dla konia. No i ludzie wiedzieli, że coś ma się stać. To on mówi do ojca: „Ty Stasiek. Ja ci przyprowadzę tego konia. I ty go weź. Jak my przeżyjem to mi kiedy oddasz. A jak nie to…”. I to koń był taki siwy, wysoki. Myśmy dziećmi byli. To jak wejść na niego to za grzywę i po kolanie. Ale on mądry był. I jeszcze my jako dzieci chodzili i paśli jego i jak on schylał głowę, żeby coś zjeść to myśmy wchodzili na szyję i on porzucił. Tak, że się ich [Żydów] znało.

Tam jeszcze przy ulicy Jordyka mieszkał taki kowal Stelmach. Co tam wozy robili. I krawcowa była. Tak zwany Lejzor. I tu do nas przychodzili, te pare metry, to się znali.

Żydzi mieszkali na Kaczorowie i też po tamtej ulicy, jak koniec Choroszczańskiej. Jak ten budynek tam stoi to właśnie tam był ten Lejzor. Miał kuźnię i dom. Później to był murowany budynek, bliżej drewnianego co tam został. Też tam Żydzi mieszkali. Tak, że i za kościołem jeden dom to też był, Żydzi mieszkali. Zasadniczo to większa część była Żydów jak katolików. Przeważnie to Nowe Miasto to byli gospodarze. I tam część trochę na Holendrach. A tutaj wszystko było zabudowania żydowskie. Przy tym rynku [obecnie Stary Rynek] to też były budki, trochę mniejsze jak teraz. I mieli [Żydzi] handel i mięsem, i czem mogli. Tutaj na tym rowie [obecnie Kaczy Rów/Motława] to kładka, przejścia byli, że to… A bardziej to się znało ze spacerów na moście. Jak sobota przyjdzie to te, jak to mówią, Żydowczanki, Żydzi, spacery robili. Cała sobota to most, w jedną stronę chodzili. To my jako dzieci to też tam spacerowali, się przyglądali.

Ci co byli Żydzi, jak to mówią, hosyci [chasydzi] bardziej religię wyznawali, tego. No to oni stroili się tak jak teraz podobne przyjeżdżają. Chodzą w myckach i brody, włosy długie. Jak przychodziła sobota to katolicy tam angażowali, żeby, czy napalić w piecu, czy coś tam zrobić, bo w sobotę to już nie robili. No, dużo służyło katolików tam u nich. Tyle o ile: przy sprzątaniu, przy praniu. A handel i te sklepy to były też prawie wszystkie żydowskie. Tutaj gdzie ten Mieńków dom [ul. Kaczorowska 1] to był sklep żelazny, były żelaza tam te różne. A na samym rogu – to pamiętam bo tam się przechodziło.

Posłuchaj relacji Mariana Andruszkiewicza na stronie programu Historia Mówiona.

Mapa

Polecane

Zdjęcia

Wideo

Polecane

Słowa kluczowe