S. Pomer, Lament galateryjnego kupca
S. Pomer, Lament galateryjnego kupca, [w:] E. Prokop-Janiec, Międzywojenna poezja polsko-żydowska. Antologia, Kraków 1996, s. 345.
Nie pomoże reklama, nie pomoże plajtra ni granda,
Z dnia na dzień jest tylko gorzej – zastój, kryzys i bieda;
Ogromny afisz czerwony, jak skrwawiony bandaż
Wisi nad moim szyldem: “Posezonowa wyprzedaż”.
I cóż? Każdy dzień jest jak zblakły w słońcu towar
Za oknem wystawowym. Świat można zmierzyć na ladzie
Drewnianą, wytartą listewką z podziałką centymetrową,
A szczęście zmieści się całe w blaszanym pudełku w szufladzie.
Lecz pudełko na drobne pieniądze co dzień jest bardziej puste,
Świat w wystawowej szybie ucieka i pierzcha jak obłok;
A ja roję głupie plany i w bezsilnej złości ściskam usta,
Ach! czyż bezczynne narzekanie coś komuś kiedy pomogło?
Między drzwiami a kątem z żelaznym piecykiem
Jest pasaż myśli zawiłych, mieszczących wszystkie problemy:
W tekturowej piramidzie pudełek tysiąc par boksowych bucików
Tworzy tysiąc różnych i sprzecznych filozoficznych systemów
A przecież koniec wszelkiej filozofii to pozamykać sklepy,
W galanterii jest zastój. Naprzeciw konkurent – sąsiad –
Umarł przed licytacją; komu jest teraz lepiej?
Zza grobu jeszcze się ze mnie ten stary hultaj natrząsa.
W gazetach dzisiaj znowu pełno tłustych alarmów,
Wszędzie jest źle na świecie, a u nas jak zwykle najgorzej;
Podatki nas zjadają – to wiadomo i to już trudno i darmo,
I na to panie szanowny – nie pomoże ani święty Boże.
Bo cóż? Wydatki są wielkie, a targu nie ma żadnego,
Mijają dnie, ze do mnie nie zajrzy pies z kulawa nogą;
A trzeba przecież żyć. Drobnostka! Bagatelny szczegół!
Stokroć lepiej ode mnie ma się ten żebrak na rogu.
Ja siedzę i na papierze firmowym z zamaszystych kleksów
Kalkuluję dokładnie i ściśle, wyliczam zyski, procenty,
Sumuję sumy zawrotne, uwzględniam podatki i weksle,
I czekam, czekam, czekam – na klientów! klientów! klientów!
[...]