Projekt "Shtetl Routes" ma na celu wsparcie rozwoju turystyki w oparciu o żydowskie dziedzictwo kulturowe pogranicza Polski, Białorusi i Ukrainy.

 

Projekt "Shtetl Routes" ma na celu wsparcie rozwoju turystyki w oparciu o żydowskie dziedzictwo kulturowe pogranicza Polski, Białorusi i Ukrainy.

 

Teatr NN

Wspomnienia Eustachego Sapiehy o Różanie

Eustachy Sapieha, Tak było... Niedemokratyczne wspomnienia Eustachego Sapiehy, Warszawa 2012, s. 74-77 i 84-85.

Wspomnienia Eustachego Sapiehy o Różanie
Posiadłość rodziny Sapiehów w Różanie, rys. Napoleon Orda, zbiory Biblioteki Narodowej - www.polona.pl

Mimo studiów belgijskich nigdy nie przerwała się mocna nić wiążąca mnie z domem dzięki temu, że udało mi się spędzać tam regularnie wakacje. Trudno, aby, dziś dokładnie pamiętał wszystko z tych czasów, ale niektóre epizody pozostały bardzo wyraźne. Gdzieś na początku tego okresu pojechałem z Tatą do Różany, którą nie tyle miał objąć w posiadanie, bo to już się stało, ile chciał poznać osobiście ludzi, pracowników, jak również samemu dać się im poznać. Dotychczas, jeśli bywał tam, to tylko z urzędnikami państwowymi lub leśnikami dla oceny możliwości eksploatacyjnych, ale nigdy nie był w miasteczku Różanie, nigdy nie poznał proboszcza, burmistrza czy doktora. (...)

Do Różany (miasteczka) dojechaliśmy w niedzielę rano akurat na sumę. Nie wiem, czy przyjazd Taty był zapowiedziany przez syna naszego nowogrodzkiego restauratora. W każdym razie ksiądz proboszcz o tym wiedział i z kazalnicy obwieścił to całej kongregacji, a po mszy świętej poprosił Tatę, aby podszedł do ołtarza, gdzie go pobłogosławił i podał mu krzyż do pocałowania.

Co tu dużo mówić, ale dla takiej mieściny, jaką była Różana, powrót po stu latach rodziny, która miasteczko zbudowała i z niego przez pewien czas dosłownie rządziła samozwańczo Litwą, był niecodzienną sensacją. Kościół, cerkiew, klasztor, budynki administracyjne i tak dalej - wszystko było stawiane przez Sapiehów, a najwspanialszy był wielki zamek-pałac, górujący kiedyś nad miasteczkiem, z którego niestety zostały tylko ruiny. Większość ludzi pewnie mało znała historię, ale wiedzieli, że Różana to Sapiehowie.

Po mszy przed kościołem zrobił się mały tłumek, bardzo poważny, ale radosny. Ludzie przychodzili ściskać nasze dłonie, wielu prostszych po prostu całowało ręce Taty. Wszyscy witali nas i życzyli szczęścia i wielu lat ponownego zamieszkania w gnieździe rodzinnym.

W pewnej chwili, tak jak w Nowogródku, podszedł do nas starszy poważny Żyd z długą brodą i kłaniając się z wielką godnością, poprosił do siebie, bo ma Tacie coś bardzo ważnego do powiedzenia. Po zakończeniu powitań i krótkiej wizycie w plebanii poszliśmy do wskazanego nam domu. Przedstawił się nam jako Pines, poczęstował nas herbatą z jakimiś bajgiełe i opowiedział historię swojej rodziny, która osiedliła się w Różanie na początku XVIII wieku. Okazało się, że krótko przed Powstaniem Listopadowym jego dziad z moim pradziadem Eustachym spisali umowę kupna-sprzedaży zamku różańskiego, który później przez jego dziada został przemieniony na fabrykę włókienniczą. Nasz rozmówca schylił się i z dolnej szuflady starego biurka wyciągnął oryginał aktu sprzedaży, z którego wynikało, że kupiec zapłaci tyle, ile mu się uda szybko zebrać w ciągu jakiegoś tam czasu, pod warunkiem jednak, że jeśli kiedykolwiek jakiś Sapieha, prawy spadkobierca kontrahenta, wróci do Różany, pałac ma być mu oddany za tę samą cenę.

— Książę w tej chwili obejmuje swój prawy spadek, więc kontrakt jest ważny i oddaję księciu własność według umowy. Ja wiem, że teraz książę nie będzie tego odbierał, bo to tylko zupełnie nic nie warta ruina, ale kontrakt jest kontraktem i chciałem o tym księcia zawiadomić.

W końcu dowiedzieliśmy się, że dziad Eustachy, przystępując jako ochotnik do Powstania Listopadowego, dobrze wiedział, że jest ono tylko patriotycznym zrywem, który nie może się udać, i wiedział też, że do Różany i innych dóbr nie wróci. Niestety, często się jednak słyszy, że Sapieha sprzedał swoje gniazdo rodzinne Żydom, by mieć pieniądze na rozpustę. (...)

Nie było tu żadnego dworu ani rezydencji. Sławny zamek-pałac Różana stał w zupełnej ruinie na wzgórzu nad miasteczkiem o dziesięć kilometrów od puszczy, zamieszkały jedynie przez szczury i nietoperze. Podczas którejś z moich wizyt pojechaliśmy, żeby z bliska się mu przyjrzeć. W tych latach stały jeszcze z obu stron bramy wjazdowej dwie małe oficynki czy kordegardy nawet dobrze utrzymane, skąd wzięliśmy jakiegoś chłopaka, który przy tych ruinach się urodził i znał je jak własną kieszeń. Nie chodziło nam tyle o przewodnika, ile o kogoś, kto mógł nas ostrzec przed ścianą, która by mogła się nam  na łeb zwalić. Gdy się stanęło na ogromnym dziedzińcu i patrzyło na główny korpus, ruina była rzeczywiście imponująca. Zewnętrzne ściany centralnego budynku, czyli samego pałacu, może niekompletne, ale jeszcze istniały. Z dwóch ogromnych oficyn, ta po lewej stronie została już dawno do cna rozebrana, ta z prawej zupełnie spalona, ale jej ściany jeszcze jakoś stały. Wszystko razem łączyły kiedyś z pałacem stojące po części arkady, trochę przypominające, oczywiście w zmniejszeniu, plac Świętego Piotra w Rzymie.

Nie bardzo dziś pamiętam detale sal wewnątrz pałacu, ale można było łatwo wywnioskować, iż pośrodku gmachu istniały kiedyś trzy ogromne sale, prawdopodobnie tej samej wielkości, jedna nad drugą. Pierwsza była pod poziomem podwórza, następna wzniesiona trochę ponad poziom dziedzińca, a trzecia na pierwszym piętrze. Wyobrażam sobie, że była to kuchnia, sala recepcyjna czy jadalna i salon, czyli bawialnia.

Mapa

Polecane

Zdjęcia

Słowa kluczowe